Niegasnąca nadzieja w trudnych chwilach

You are currently viewing Niegasnąca nadzieja w trudnych chwilach
Za nami bardzo trudny czas, czas w którym odszedł od nas ukochany człowiek. W nadziei walczyliśmy do końca, by umarł zbawiony.
 
Były chwile, gdy ta nadzieja słabła, gdy powoli traciliśmy wiarę, że uda się przed śmiercią dotrzeć z dobrą nowiną do taty.  Jednak dziś, gdy pora na przemyślenia, refleksje jesteśmy spokojni. 

ZACHOWAĆ WIARĘ I NADZIEJĘ

Wczoraj minął równy tydzień od śmierci taty, był to trudny dzień dla nas wszystkich, i przyjdzie czas, że i Jarek napisze kilka słów od siebie, jednak dziś to moje (choć pewnie Jarek pod każdym z tych słów się podpisze) przemyślenia, którymi chcę podzielić się z wami. 
Po co? - By wasza nadzieja nigdy nie zgasła.
Kiedy razem z Jarkiem zostaliśmy oczyszczeni przez Pana – i narodziliśmy się na nowo, poznawaliśmy Boga przez pryzmat słowa Bożego. Pierwsze Pismo dostaliśmy właśnie od taty wiele lat wcześniej, gdy byliśmy ateistami i zachłyśnięci nienawiścią do tzw. “kościoła” (takiego jaki był nam znany) i z myślami, że Biblia to  zwykła bajka, wpadliśmy z tatą w długą pogawędkę. Zbił w nas wtedy fałszywy “fundament”, choć wtedy się do tego nie umieliśmy przyznać. Dopiero po latach usiedliśmy prawdziwie do Słowa Bożego. 

I gdy już jako nowonarodzeni wróciliśmy do dyskusji o Bogu, Chrystusie, ewangelii okazało się, że to tata utracił wiarę. Nie będę się teraz o tym rozpisywać, bo nie jest to istotne – to wiedzieliśmy, że nie jest zbawiony. Jednak, gdy był w pełni sił, nasze dyskusje raczej wyglądały jak dobijanie się do ściany.

Gdy tata zachorował kilka miesięcy temu cały nasz świat się połamał na kawałki. Operacja, której mógł nie przeżyć była pierwszym momentem, gdy wizja braku zbawienia taty najmocniej nami wstrząsnęła. Po operacji tata już nie był taki sam. Z tygodnia na tydzień z aktywnego człowieka, który był bardzo samodzielny stawał się wychudzonym staruszkiem, polegającym na innych. Choroba zabierała go z dnia na dzień. 
 
Jednak nadzieja w nas wzrastała. Czytaliśmy z nim Słowo, rozmawialiśmy o Bogu. Im więcej tracił z doczesnego, materialnego świata, im bardziej gasł, tym bardziej chcieliśmy Jego ratunku. 

Nasza nadzieja raz rosła, raz słabła. Bywały dni, gdy czuliśmy porażkę, jednak jakieś dwa tygodnie temu, gdy Jarek czytał z tatą ewangelię, gdy już wychodził usłyszał od taty: “To mnie umocniło”.

To były ostatnie słowa, które Jarek od niego usłyszał.

Kilka dni później z tatą nie było już kontaktu, tylko spał. Jednak mimo to, Jarek czytał mu Boże Słowo, wierząc, że tata to usłyszy. Ostatni raz było to w czwartek, dwa dni przed śmiercią.

Tata odszedł spokojny, podczas snu, nad ranem we własnym domu. Odszedł z bardzo spokojnym wyrazem twarzy. Wierzymy, że nasza nadzieja na Jego zbawienie jest prawdziwa. Wierzymy, że Go spotkamy, że pojednał się z Panem Jezusem.
 
Wierzcie do końca, trwajcie w modlitwie o swoich bliskich, i róbcie to co w waszej mocy, bo to może ich uratować. Dopóki żyjemy, zawsze jest nadzieja. 

Czemu się smucisz, moja duszo,
i czemu się we mnie trwożysz?
Zaufaj Bogu, bo jeszcze będę go wysławiał,
gdyż on jest zbawieniem mego oblicza i moim Bogiem.

Psalmów 42:11

NIEGASNĄCA NADZIEJA

Pragnę podzielić się z Wami moim pożegnaniem, wspomnieniem o tacie, a właściwie moim teściu.
I nie traćcie nadziei!

Choć poznałam go zaledwie 18 lat temu, dziś bez oporu mówię o nim tata. Był wspaniałym, uśmiechniętym człowiekiem. Pełnym życia i radości. Lubił żartować i kochał życie i swoich bliskich. Zawsze mogliśmy na niego liczyć, i wierzę, że i on nigdy nie zawiódł się na nas.

Wychował wspaniałego syna, był cudownym dziadkiem dla Weroniki i Adasia. I jestem niezmiernie wdzięczna, że po prostu był, bo to ogromne szczęście trafić na takiego teścia.

Kochał rybki i inne zwierzęta, sport i prace na działce, a potem częstował robionymi przez siebie przetworami. Uwielbiał też spędzać czas ze swoimi wnukami, które były jego oczkiem w głowie. Bawił się w chowanego, tańczył albo grał w eurobiznes – choć nie do końca ogarniał jak się w to gra.

I często ogrywał nas w kości.

Gdy wiele lat temu razem z Jarkiem mieliśmy wątpliwości co do istnienia Boga, dał nam niepodważalne argumenty, oraz Pismo Święte, co zmieniło nasze życie. Choć wtedy nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy.

Gdy po latach odnaleźliśmy w życiu Boga, zrozumieliśmy, że miał na to wpływ – wtedy to jednak tata miał różne wątpliwości.

Gdy dopadła go ta paskudna choroba. trwaliśmy przy nim, wspieraliśmy, dając całą miłość, którą do Niego żywiliśmy. I mogliśmy oddać tacie te same argumenty i słowa które kilka lat wcześniej uratowały nas.

 

Dlatego ten wspólny czas był ważny i wierzymy, że zaowocował Jego zbawieniem. Jednymi z ostatnich słów, które Jarek od Niego usłyszał były: “to mnie umocniło” po wspólnym czytaniu ewangelii kilka dni przed śmiercią. Dziś wierzymy i żyjemy nadzieją, że tata pojednał się z Bogiem, bo umarł spokojny.

Ufamy Panu, że spotkamy się z nim w domu. I ta nadzieja daje ogromny spokój w sercu, daje radość i wdzięczność za każdą wspólną chwilę, za każdą kawę, za każdy żart. Będzie nam tego brakować.
Dziękuję Bogu, że było nam dane zdążyć go kochać i być razem te wszystkie lata, jako szczęśliwa rodzina. Będę tęsknić i nigdy o nim nie zapomnę.

Dziękuję Boże za moją rodzinę.
Ania

Ale ci, którzy oczekują PANA,
nabiorą nowych sił;
wzbiją się na skrzydłach jak orły,
będą biec, a się nie zmęczą,
będą chodzić, a nie ustaną.

Izajasza 40:31